Nec Hercules...

Nec Hercules...

Radość wygranych i smutek pokonanych uwiecznione na jednym zdjęciu (fot. fanpage Czarnych)

W pierwszym spotkaniu sezonu 2022/23 Orły Kazimierz przegrały wczoraj w Pliszczynie z miejscowymi Czarnymi 2:6, dzięki czemu pierwszy zespół naszego klubu do czerwca przyszłego roku może skupiać się wyłącznie na rozgrywkach ligowych. Porażka wysoka, jednak czy musiała taka być?

 Jeśli jeden z teamów dysponuje kadrą osiemnastoosobową (zresztą chętnych do gry trener Paweł Szewczyk miał więcej), a drugi ledwie jedenastoma zawodnikami, z czego tylko dwóch jest starszych niż 24 lata, to już na wstępie nie wróży to dobrze. Dodatkowo jeden z graczy Orłów, przewidziany do reżyserowania ich gry w środku pola, wystawił kolegów do wiatru nie przyjeżdżając na mecz mimo wcześniejszych deklaracji i nawet nie odbierając od nich telefonów.

 Zatem już na wstępie trudno było być optymistą, a kolejne minuty spotkania tylko w tym podejściu umacniały. W 4. minucie Sebastian Król przeprowadził rajd swoją prawą stroną, wpadł w pole karne i uderzył z ostrego kąta obok bramkarza, którego przy dalszym słupku przytomnie asekurował wprawdzie Marek Błaszczak, ale przy próbie wybicia piłka odbiła mu się od stopy i wpadła do siatki. Dwie minuty później nastąpiło wyrównanie – daleki wykop bramkarza z ręki, stoper Czarnych odbija głową piłkę za plecy, gdzie upolował ją osamotniony Damian Miroński i z kilkunastu metrów pokonał Michała Pasztaleńca. Po tym zdarzeniu goście zaczęli poczynać sobie śmielej, dośrodkowania ze skrzydeł próbowali uskuteczniać Jan Niezabitowski i Karol Borowski, ale to Błaszczak był najbliżej powodzenia po trafieniu w poprzeczkę z boku placu gry. Bardzo problematyczne w kontekście dalszej części spotkania były kontuzje dwóch naszych graczy odniesione ok. 15-20. minuty gry. Najpierw w wykonującego chwyt z wysokości golkipera wpadł napastnik pliszczynian powodując u niego uraz, przez który wyraźnie kulał on do końca meczu, utrudniając interwencje, a zaraz potem ostre wejście wyprostowaną nogą w środkowego obrońcę Roberta Zielińskiego spowodowało, że odczuwał on ból przy każdym kopnięciu futbolówki (arbiter przewinienia się nie dopatrzył). W 22. minucie Król przeprowadził niemal kopię swojego poprzedniego przedsięwzięcia i wyprowadził swoich na prowadzenie. Różnica polegała na tym, że tym razem wypuścił sobie piłkę dużo dalej i nie otrzymamy już odpowiedzi na pytanie, czy gdyby nasz bramkarz mógł normalnie biegać, to uprzedziłby skrzydłowego. Zabrakło mu bardzo niewiele... Czarni od momentu zdobycia drugiego gola zaczęli co chwila sunąć z piłką środkiem boiska, a nasi obrońcy i defensywni pomocnicy reagowali na to niezwykle panicznie, jakby nie wiedząc co powinni zrobić, odsuwali się od przeciwników, robiąc im miejsce albo przewracając się. W sukurs przychodziło nam grząskie boisko, słupek, później poprzeczka, do tego kilka obron zaliczył bramkarz. Oddychaliśmy z ulgą, że do przerwy nic już nie wpadło, choć mogło i powinno. Po drugiej stronie do nieoczekiwanej przez siebie pozycji strzeleckiej doszedł Miroński, ale jego błyskawiczne uderzenie zostało zablokowane.

 Widząc co się dzieje, trener Orłów Piotr Dobosz przestawił w przerwie Niezabitowskiego z lewej pomocy do środka, zamieniając go miejscami z Kacprem Lasotą. Posunięcie to przyniosło skutek, w drugiej połowie Czarni przestali wchodzić w gości jak w masło, a ci dla odmiany zaczęli przesuwać ciężar gry na stronę przeciwników. Miejscowi w pierwszym kwadransie odpowiedzieli wprawdzie uderzeniem w słupek, ale generalnie znaleźli się w defensywie. Tym cenniejsza była dla nich bramka z 63. minuty – po swoim aucie na lewej flance przyjezdni stracili piłkę pod linią boczną, zawodnik pliszczynian posłał kilkudziesięciometrowe, diagonalne podanie na przeciwległe skrzydło do kolegi, który uciekł kontuzjowanemu Zielińskiemu i dograł do Piotra Sikory, który podwyższył prowadzenie. Sytuacja Orłów była już bardzo zła, tym bardziej że Szewczyk regularnie dokonywał roszad między ławką rezerwowych a boiskiem. O mały włos, a do życia przywróciłby nas Kacper Lasota, który posłał dochodzące dośrodkowanie z rzutu rożnego, Pasztaleniec wyprężył się i przeniósł futbolówkę za siebie, ta odbiła się od słupka i zatańczyła nerwowo w rękach stojącego na linii bramkowej piłkarza. Było blisko... Niestety, kilkanaście sekund później kontra gospodarzy ich lewą stroną, ze środka wyskoczył Sylwester Panek i trafił na 4:1. Po czterech minutach ze złudzeń, choć tylko chwilowo, odarł nas Krzysztof Jarnicki. Wydawało się, że emocje się skończyły, ale właśnie wtedy po szybkiej akcji i przy asyście młodszego z Lasotów drugą bramkę zdobył Miroński. Nie minęło wiele czasu, gdy fatalny błąd popełnił "bek" Czarnych, "Dymek" miał przed sobą tylko Pasztaleńca i... posłał lob w krzaki. W tym fragmencie meczu Orły wyglądały chyba najlepiej, Niezabitowski odnalazł się w roli kreatora i wyprowadzał ze środka kolejne podania na skrzydła albo sam wdawał się w pojedynki. W 86. minucie wbiegł w szesnastkę, gdzie został ostro potraktowany przez Sebastiana Sztejnę, za co obejrzał on drugą tego dnia żółtą kartkę, a sędzia przyznał nam rzut karny. Do egzekucji sposobili się Miroński i Jakub Nachowicz (Niezabitowskiemu nie pozwolił arbiter, nakazując mu chwilowe zejście z murawy po udzieleniu pomocy medycznej), w końcu przy wapnie pozostał kapitan. Uderzył w swoją prawą stronę, niestety – lekko po ziemi i Pasztaleniec wyszedł z tej próby zwycięsko. Gdyby nasi zawodnicy zachowali więcej zimnej krwi, byłoby 4:5 i jeszcze kilka minut nadziei – zamiast tego kropkę nad i postawił Norbert Barszczuk.

 Jak wyglądałby ten mecz, gdyby Orły dysponowały więcej niż jedenastoma zawodnikami, w tym dwoma kontuzjowanymi? Na pewno obecni na murawie wylali dużo potu i zostawili po sobie lepsze wrażenie niż w nieudanych pucharowych pojedynkach rok i dwa, a może nawet i trzy lata temu. Bramkarz gości zaliczył kilka udanych parad, niebezpieczeństwo niejednokrotnie zażegnywał też mający na środku obrony nerwy jak postronki Dominik Pogoda. Kacper Lasota sprawiał wrażenie nieco stremowanego, ale w końcu zaliczył debiut (ten oficjalny) nie tylko w zespole, ale i na dwóch zupełnie nowych dla siebie pozycjach. Gdy tylko zachowywał się pewniej, walczył z rywalami jak równy z równym. Krystian Frąg, gdy już zdecydował się na pójście przebojem, przedryblował kolejno trzech przeciwników; szkoda, że tak rzadko korzystał ze swoich umiejętności technicznych. Oczywiście gaf też nie brakowało, ale praca tej gromadki z nowym trenerem nie trwa przecież jeszcze nawet miesiąc. Drugi w sezonie, a pierwszy domowy mecz Orłów w niedzielę 21 sierpnia o godzinie 16:00 – rywalem Żyrzyniak.

Po sobotnich deszczach boisko w Pliszczynie pełne było zasadzek takich jak na powyższym zdjęciu

  

 Garść statystycznych ciekawostek:

debiuty w oficjalnym meczu pierwszej drużyny naszego klubu wychowanka Kacpra Lasoty (brata Kamila) i wypożyczonego do końca roku z GKS Abramów Roberta Zielińskiego; ten ostatni już po raz drugi w tym sezonie odpadł z Pucharu Polski, gdyż tydzień temu jego poprzedni zespół przegrał z LKS Kamionka; 42-latek jest wprawdzie jednym z najstarszych w historii zawodników wchodzących do naszego zespołu, ale... nie jest pod tym względem nawet w pierwszej trójce;

Damian Miroński jest za to już na pewno w dwójce najlepszych strzelców Orłów w rozgrywkach pucharowych; ze względu na brak pełnej dokumentacji wszystkie konfiguracje z udziałem jego i Michała Berlińskiego (M.B. pierwszy, a D.M. drugi lub odwrotnie, a nawet obaj jednocześnie na czele) są jednak możliwe;

– z całą pewnością w klasyfikacji rozegranych meczów "Beret" prowadzi, a "Dymek" przegrywa tylko z nim;

– kazimierzanie "pokonali" swoją pierwszą pucharową przeszkodę po raz pierwszy od siedmiu lat, z tą istotną różnicą, że wtedy na boisku, a teraz przed meczem, po wycofaniu się Piaskovii Piaski; na wygraną sportową wciąż czekamy;

Orły po raz trzeci z rzędu zostały wyeliminowane przez przeciwnika grającego na co dzień w klasie B (poprzednio dwukrotnie z Zawiszą Garbów); na dziewięć pucharowych konfrontacji z zespołami z ligi szczebel niższej od naszej tylko dwa razy (!) udało się awansować (po raz ostatni szesnaście lat temu), do tego przegraliśmy jedyny pojedynek z adwersarzem grającym dwa poziomy niżej;

– wynik 2:6 to wyrównanie najwyższej porażki naszego zespołu w tych rozgrywkach (poprzednio 3:7 z MKS Ryki w 2009 i 1:5 z Zawiszą w 2021);

jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby niebiesko-żółci zakończyli mecz PP bez zdobytej bramki i to się wczoraj nie zmieniło: na liczniku tej passy bije 18; z drugiej strony ledwie raz zachowaliśmy czyste konto;

– Orły nie wykorzystały rzutu karnego po raz pierwszy od 2 maja 2021, kiedy w Górze Puławskiej w poprzeczkę trafił Jacek Banaś (w międzyczasie zdobyły dziesięć goli z wapna);

– sędzia podyktował jedenastkę dla kazimierzan w meczu Pucharu Polski po raz pierwszy od 2 września 2015 (wówczas w pojedynku z Polesiem Kock skuteczny był Sławomir Radzikowski);

– czerwień Sebastiana Sztejny to pierwsze usunięcie gracza rywala niebiesko-żółtych w spotkaniu PP od 19 sierpnia 2015 (wówczas wyleciał gracz Perły Borzechów Michał Trzeciak);

– manager Orłów nie przeprowadził ani jednej zmiany po raz pierwszy od 12 września 2020 i pamiętnego lania w Rososzy.

  

Czarni Pliszczyn – Orły Kazimierz 6:2 (2:1)

S. Król 4, 22, Sikora 63, Panek 75, Jarnicki 79, Barszczuk 87 – Miroński 6, 81

Orły: Juszczuk – Błaszczak, Zieliński, Pogoda, Kamil Lasota – Kacper Lasota, Frąg – Borowski, Nachowicz (k), Niezabitowski – Miroński.

Żółte kartki: Sztejno, Wereszczuk, Szaruga (Czarni).

Czerwona kartka: Sztejno (86, za drugą żółtą).

Sędziował: R. Kalinowski oraz Szymecki i M. Pożarowszczyk.

Widzów: +50.

W 86. minucie Nachowicz nie wykorzystał rzutu karnego (Pasztaleniec obronił).

Komentarze

Dodaj komentarz
  • abc napisał
    do kuuurmanek : hau hau hau piesku. Lepiej ci po taki wpisie?

  • kuuurmanek napisał
    No i cuz poradzić, nawet w 2 rundzie: "tero ni mo juz słabych druzyn"... (jak to ktoś kiedyś powiedział - słynny cytat)

do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości