OOORRRŁŁŁYYY!!!

OOORRRŁŁŁYYY!!!

Nieprawdopodobny przebieg miała końcówka meczu Mazowsza z Orłami, który mógł zdecydować o ostatecznym sukcesie jednych lub drugich. Kiedy gospodarze wbili wyrównującego gola w 94. minucie, wydawało się, że to koniec... Ale nie dla Orłów, drużyny z charakterem!

 Gospodarze w przeciągu całego meczu z pewnością stworzyli sobie więcej dogodnych okazji do zdobycia bramek, lecz byli nieskuteczni. Świetną sytuację mieli już na samym początku, lecz jeden z ich graczy lobował obok słupka. W kolejnych minutach do głosu doszły Orły, które rozsiadły się przed "szesnastką" rywala i bez powodzenia próbowały go napocząć. Stężyczanie, tak jak przewidywaliśmy, odpowiadali bardzo groźnymi kontrami - jedna z nich przyniosła nawet efektowne trafienie, ale arbiter uznał tę sytuację za spaloną. Bliski przypadkowego punktu był potem chyba Tomasz Sikora II, który tak dośrodkowywał, że piłka powędrowała tuż obok słupka, niestety dla nas - z tej gorszej jego strony... Najlepsze momenty Mazowsza to uderzenie główką z pola karnego obok bramki i jeszcze lepsza, chyba nawet stuprocentowa sytuacja, kiedy to zawodnik miejscowych przestrzelił w niewytłumaczalny sposób. Niewykorzystane sytuacje zemściły się na naszych przeciwnikach w doliczonym czasie pierwszej połowy - Damian Miroński wrzucił piłkę tuż przed bramkarza Przemysława Wolszczaka, Michał Berliński "odbił" od obrońców, dostawił nogę do piłki, a ta poleciała w jedyną pustą wyrwę bramki przy bliższym mu słupku i do szatni schodziliśmy z jednobramkowym prowadzeniem.

 Druga połowa to już wielka, ale to naprawdę wielka partia Mateusza Karasia, który rozegrał chyba najlepszy mecz w karierze, a któremu jeszcze przed meczem wyżej podpisany przypomniał, że bramka jest malutka, a on wielki... I był wielki ku rozpaczy stężyczan: zawsze szybszy od szarżującego napastnika, odbijający lecące do siatki piłki nawet w pozycji siedzącej, parujący je na boki w sytuacjach sam na sam z furą tak potrzebną wielkim bramkarzom szczęścia... Miejscowi kibice z rosnącym niepokojem co chwila spoglądali to na zegarki, na których czas płynął nieubłaganie, to na swój zespół, który na pewno nie grał tak, jak powinien zagrać u siebie lider, który ma okazję do ostatecznego pogrzebania nadziei ostatniego rywala do mistrzostwa, zbyt dostojnie, bez "poweru", to znów na kapitana gości, który rósł i rósł między słupkami z każdą kolejną udaną interwencją... "Chociaż zremisujcie...!" wykrzykiwał co chwila zrozpaczony fan stężyczan, ale podwyższyć wynik mógł dwukrotnie Miroński: najpierw uderzył zbyt czytelnie i futbolówkę złapał Wolszczak, a następnie po solowej kontrze i zagraniu od Dariusza Dusińskiego, który przebiegł z piłką przy nodze od swojego pola karnego aż do "szesnastki" Mazowsza. "Dymek" strzelił pod poprzeczkę, ale górą był golkiper. Szczęście dopisało mu też przy rzucie rożnym, kiedy Berliński trafił w poprzeczkę...

 Nerwowe oczekiwanie na ostatni gwizdek na ławce gości i natarczywe wydzwanianie kibiców, którzy nie mogli dotrzeć na mecz do person na niej zasiadłych w czwartej minucie doliczonego czasu zamieniło się w rozpacz. Po długim holowaniu piłki na 20. metrze, kiedy to nasi zawodnicy zbudowali tak szczelną zaporę, że miejscowi za nic nie mogli oddać strzału, w końcu Mazowsze przedarło się przez zasieki i chyba jeden z braci Utnickich pokonał Karasia... Szalona radość stężyczan na ławce, murawie i trybunach i tragedia kazimierzan, uczucia chyba nie do zrozumienia dla tych, którzy ich nie przeżyli... Sędzia Piotr Kot pozwolił jeszcze wznowić grę, choć nie wypluł gwizdka z ust i przygotowany już był na zakończenie zmagań. I właśnie w tym gwizdnięciu-nie gwizdnięciu zawarł się cały dramat stężyckiego Mazowsza. Jeden z Orłów powalczył jeszcze o piłkę, dał się sfaulować, dostaliśmy rzut wolny z lewej strony bramki Wolszczaka, około 30 metrów. Piłka zagrana za wysoko, ale jakimś cudem stojący pod linią końcową Berliński przecina ją głową, ta leci wzdłuż bramki, obrońca próbuje wybić, wybija źle, dostaje ją pod nogi najmłodszy na boisku, wprowadzony nań przed chwilą Krzysztof Budzisz...

 I co by teraz nie napisać, to i tak będzie za mało, za banalne...

Mazowsze Stężyca - Orły Kazimierz 1:2 (0:1)

Marcin Utnicki 90+4 g - Berliński 45+2, Budzisz 90+6

Orły: Karaś (k) - Dusiński, Stolarek, Starczynowski, Sikora II - Bieniek, Paczka - Lipnicki (85 Budzisz), Miroński - Berliński, Dryk

Żółte kartki: Mariusz Utnicki, R. Zieliński, Bieryło, M. Zieliński - Dusiński, Berliński, Paczka

Czerwona kartka: Mariusz Utnicki (po meczu)

Sędziował: Kot oraz Puliński i Machowski

Widzów: +200

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości