Kronika zapowiedzianej klęski

Kronika zapowiedzianej klęski

Spodziewaną porażkę poniosły dziś dysponujące dwunastoosobową kadrą kazimierskie Orły w wyjazdowym meczu XXI kolejki A-klasy, w którym zmierzyły się z przewodzącą stawce Górą Puławską. Porażkę różnicą pięciu bramek, a byli wszak i tacy, którzy przed pierwszym gwizdkiem wróżyli dwucyfrówkę. Nie było zatem aż tak źle, choć większych powodów do optymizmu przed starciem z Michowem też nie widać... 

 Liczbowe ubóstwo drużyny gości było efektem po części kartek, po części zdarzeń losowych, a po części... tchórzostwa. Tak, tak – kilku graczy Orłów nie pojechało za Wisłę, aby nie wziąć udziału w spodziewanym laniu. Ci, którzy jak na sportowców przystało podjęli rękawicę, robili co mogli, ale nie zdołali oszukać przeznaczenia. Strzelanie w 7. minucie rozpoczął lider ligowego rankingu strzelców Pawło Semeniuk. Długie dośrodkowanie spod linii bocznej na dalszy słupek i żaden z naszych zawodników nie zdołał zatrzymać główkującego, pazernego na gole Ukraińca. Nieco ponad kwadrans później niby średnio udana wrzutka z drugiej strony boiska, skaczącą piłkę mieli szansę zatrzymać Mateusz Karaś i asekurujący go Krzysztof Śpiewak, bramkarz krzyknął "moja", wystawił ręce do łapania, odbita od ziemi futbolówka... przeleciała pół metra nad nim, za plecy, gdzie czyhał nieniepokojony przez orlich defensorów Mateusz Próchniak i z najbliższej odległości podwyższył wynik. Około 40. minuty piłką na skraju pola karnego miejscowych obsłużony został Konrad Łukowski. Mógł uderzać, wybrał jednak podanie do jeszcze lepiej ustawionego, szarżującego Roberta Grzyba, który po bliskim kontakcie z wchodzącym mu od tyłu w nogi przeciwnikiem padł na ziemię. Spodziewano się, że sędzia pokaże na jedenasty metr, ale ten nieoczekiwanie zarządził rzut wolny dla gospodarzy, z czym przekonane o swojej krzywdzie Orły długo nie mogły się pogodzić.

 Rezultat 2:0 utrzymał się do przerwy, a zaraz po wznowieniu gry kontaktowe trafienie uzyskali goście. Obrońca Góry Puławskiej źle przyjął sobie piłkę, trafiła ona do Damiana Mirońskiego, który zagrał ją na dobieg do Łukowskiego, a ten, mając przed sobą tylko Mateusza Świderskiego, posłał przedmiot gry obok bramkarza, przy dalszym słupku. Lider odpowiedzieć mógł błyskawicznie, lecz po szybkiej kontrze Damian Kułagowski uderzył głową obok słupka. "Oranje" powetowali to sobie w 56. minucie, gdy kapitan przyjezdnych kilkukrotnie próbował wyekspediować futbolówkę z granicy pola karnego, nie podchodził jednak do tego zadania zdecydowanie, co wykorzystał Próchniak i podwyższył wynik. Pięć minut później było już 4:1, po zespołowej akcji Góry i kolejnym udanym strzale z bliska Próchniaka. W międzyczasie zdarzenie smutniejsze od traconych bramek – przeraźliwy ból w wyeksploatowanym kolanie poczuł (bez kontaktu z rywalem) Artur Tusiński i z podejrzeniem zerwania więzadła musiał opuścić boisko. Gracze w pomarańczowo-czarnych strojach nie zatrzymywali się i po faulu Śpiewaka w szesnastce Semeniuk z rzutu karnego trafił na 5:1. Zaraz potem został zdjęty z boiska, za co miał niemałe pretensje do swojego trenera Michała Walendziaka. – Ja muszę strzelać! – krzyknął już za linią boczną goleador, ale do siatki w tym meczu trafił już tylko Dominik Czapla, który wbiegł ze skrzydła w pole karne, popisał się brazylijską sztuczką i strzałem z ostrego kąta zaskoczył Karasia. Swój popis próbował rychło powtórzyć, ale tym razem trafił w boczną siatkę.

 Wynik jeszcze kilka razy mógł ulec zmianie: wprowadzeni na murawę Paweł Czekaj, Kacper Budniak (obaj Góra) i Jakub Bonecki (Orły) trafiali w poprzeczki; ten ostatni wykonując rzut wolny z flanki z ponad 35 metrów. "Bony", zmiennik Artura, wniósł nieco pozytywnej energii w poczynania swojego zespołu, dobrze na lewej obronie spisywał się też Michał Błaziak. W jego przypadku ciepłych słów moglibyśmy napisać więcej, ale zorientowaliśmy się już, że po każdej dobrej recenzji na klubowym portalu "Błazio", nie wiedzieć czemu, w kolejnym spotkaniu obniża loty, więc chyba nie ma sensu robić mu po raz kolejny tę niedźwiedzią przysługę. Wspomnijmy zatem o chłopcu, który po raz pierwszy pojawił się dziś w dorosłym futbolu. Bartosz Dzikowski (fot. poniżej), od 11 kwietnia tego roku 16-latek, został wobec problemów kadrowych pierwszej drużyny poproszony przez trenera Mirońskiego – to właśnie on przed laty uczył go grać w piłkę – o pomoc w skompletowaniu jedenastki graczy na mecz z liderem. Wychowanek Orłów, terminujący w naszym klubie od 2015 (zaliczył kategorie orlika starszego, młodzika młodszego i starszego, trampkarza młodszego i starszego, a obecnie juniora młodszego), nie przestraszył się – jak wielu starszych kolegów po fachu – wyzwania i aktywnie walczył na prawej pomocy przez 90 minut, wspierając zespół ze swoim pierwszym szkoleniowcem na murawie ze wszystkich sił. Nie wiemy jak po latach Bartek będzie wspominał swój debiut w "jedynce", ale jesteśmy pewni, że to dopiero początek jego udanych występów na dorosłym poziomie. 

KS Góra Puławska – Orły Kazimierz 6:1 (2:0)

Semeniuk 7 g, 63 k, Próchniak 23, 56, 61, Czapla 69 – Łukowski 47

Orły: Karaś – Borowski, Guz, Śpiewak (k), Błaziak – Tusiński (60 Bonecki) – Dzikowski, Grzyb, Miroński, Pogoda – Łukowski.

Żółte kartki: Piotrowski – Guz, Śpiewak.

Sędziował: Kachniarz oraz Drabik i Jakubas.

Widzów: +70.

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości