Tym razem z happy endem
Pierwszą w dziejach wygraną nad piłkarzami z Michowa wpisali dziś do klubowych kronik gracze Orłów Kazimierz. Prowadzeni przez Damiana Mirońskiego zawodnicy znów zafundowali swoim najwierniejszym, przypatrującym się wydarzeniom spoza trybuny głównej kibicom masę nerwów, ale w odróżnieniu od potyczki z Amatorem tym razem to gospodarzom w końcówce dopisało szczęście i obronili jakże cenne prowadzenie, awansując w tabeli rozgrywek A-klasy o dwa miejsca.
Mecz rozpoczął się dla piłkarzy w niebieskich kostiumach dość nerwowo – na czas nie dotarł przewidziany do gry w pierwszym składzie Marcin Miturski i w jego miejsce na boisko musiał wskoczyć Michał Błaziak, co zresztą wymusiło na trenerze dodatkowo zmianę całego ustawienia formacji obronnej i pozycji skrzydłowych. Wspomnieć też trzeba, że nie mogliśmy dziś skorzystać z Krzysztofa Śpiewaka (obowiązki zawodowe i rodzinne), Michała Berlińskiego (dolecza kontuzję), Jakuba Boneckiego (odpoczynek po czwartej żółtej kartce), Kamila Lasoty (kontuzja) i Jacka Banasia. Do kadry powrócili za to Adrian Mróz i rekonwalescent Dawid Guz. Nie wiemy jaki psychologiczny wpływ wywarła na "Błazia" nieoczekiwana zmiana planów, ale od pierwszych minut był najlepszym zawodnikiem na boisku: odbierał piłkę rywalom, celnie zagrywał ją bez przyjęcia kolegom, zaliczał udane dośrodkowania w pole karne, zwycięsko przepychał się z michowiakami, a nawet ostrym wejściem w głowę utemperował ich kapitana Łukasza Juchniewicza. Ten ostatni jednak szybko o tym zapomniał, odkąd w 15. minucie celnym strzałem z rzutu karnego wyprowadził swoich na prowadzenie. Podyktowanie jedenastki wyraźnie zaskoczyło gospodarzy – stało się tak po błędzie Mroza i jego ostrej interwencji mającej w zamierzeniu naprawić sytuację. Goście kilka sekund przed gwizdnięciem karnego zdołali oddać niecelny strzał, a po chwili arbiter dał im jeszcze lepszą okazję, której nie zmarnowali.
Nasz zespół przystąpił do odrabiania straty, lecz przez długi czas bramka gości pozostawała jak zaczarowana: po strzale Roberta Grzyba i rykoszecie od nogi michowiaka piłka minimalnie minęła słupek, po czyjejś główce po rzucie rożnym odbiła się od poprzeczki, innym razem niedużo zabrakło Mirońskiemu. Aby futbolówka trafiła do sieci swoisty taniec odczyniający urok musiał wykonać bramkarz Michowa Jarosław Parzyszek, którego w tany zaprosił Karol Borowski. Golkiper był pierwszy przy piłce ubiegłszy szarżującego prawoskrzydłowego, po czym dziwnym ruchem zagrał ją ręką do przeciwnika, odsłaniając przy tym przed Karolem swoją świątynię. Ten wyłożył prostopadle futbolówkę do grającego szkoleniowca, który z metra umieścił ją w sieci. Obrońcy byli bardzo daleko, jakby nie dowierzając temu, co właśnie zobaczyli... W kolejnych minutach ponownie szczęścia szukał Grzyb i znów tylko poprzeczka po główce... Orły przycisnęły rywala, który przez bardzo długi czas w ofensywie w ogóle nie istniał, ale za nic nie mogły zadać decydującego sztychu. Dopiero w doliczonym czasie pierwszej połowy centrę Pawła Bulzackiego z rzutu wolnego podyktowanego za ostry faul na Borowskim wykończył głową Jakub Nachowicz. Nie było już na murawie managera i ostoi defensywy gości Tomasza Guza, który zszedł z urazem nogi... I bez niego piłkarze w czerwonych trykotach zdumieli kazimierzan szarżą przez niemal całą długość boiska, kładąc po drodze na ziemi najpierw Amadeusza Żyburę, potem Mroza, wreszcie pokonując za sprawą Mateusza Latuska Leszka Lisa.
Po przerwie obraz gry zmienił się. Tym razem to przyjezdni przeprowadzali więcej ataków i to oni wielokrotnie byli o włos od powodzenia. Z ulgą oddychał Żybura, który omal nie pokonał Lisa, w kolejnych minutach piłka odbiła się od naszej poprzeczki i linii bramkowej, wreszcie po uderzeniu głową wpadła do siatki, ale sędziowie orzekli ofsajd. Wkrótce poszybowała ponad bramką po uderzeniu z bliska... Również gospodarze szukali trzeciego trafienia i tylko oni je znaleźli: w 70. minucie groźne wejście w żebra Mirońskiego zaliczył bramkarz Parzyszek, za które Jakub Stachyra ukarał jego zespół rzutem karnym, a pewnym i skutecznym egzekutorem w zastępstwie ogłuszonego szkoleniowca okazał się Tomasz Zawiślak. Ostatnie minuty spotkania to nerwówka po obu stronach, goście doszli do kilku znakomitych sytuacji, lecz albo w ostatniej chwili wobec zwlekania z decyzją o strzale bądź podaniu zostawali odcięci od światła bramki przez obrońców Orłów, albo fantastycznie interweniował Lis, albo po prostu kiksowali. Po drugiej stronie boiska lepsze decyzje mogli podjąć Borowski i Dominik Pogoda. Do ostatniego gwizdka gole już nie padły i Orły mogły cieszyć się ze zrównania się w tabeli punktami z dzisiejszymi przeciwnikami, co w świetle regulaminu oznacza ich przeskoczenie (dopiero po rozegraniu rewanżu przy tej samej liczbie oczek uwzględnia się mecze bezpośrednie przed bilansem goli z całego sezonu). Tym samym znów wydostaliśmy się ze strefy spadku, ale już za tydzień kolejny mecz o wszystko w Wąwolnicy – czerwoni w tabeli "meksykanie" mają tylko punkt mniej od nas...
Orły Kazimierz – GLKS Michów 3:2 (2:2)
Miroński 27, Nachowicz 45+1 g, Zawiślak 71 k – Juchniewicz 15 k, Latusek 45+2
Orły: Lis – Nachowicz, A. Mróz, Żybura (k, 89 Zyska), Zawiślak – Hemperek – Borowski (90+1 S. Mróz), Bulzacki (75 Pogoda), Grzyb, Błaziak (59 Miturski) – Miroński.
Żółte kartki: Żybura (czwarta w sezonie – PAUZA) – Mitura, Grzechnik, P. Grenda.
Sędziował: J. Stachyra oraz M. Komendarski i Nowosadzki.
Widzów: 0 (na stadionie), ~40 (poza obiektem).
Komentarze