Takie czasy, że bije nas team z B-klasy
Rozczarowującą, wysoką porażką zakończył się wyjazd piłkarzy Orłów Kazimierz do Garbowa na mecz I rundy okręgowego Pucharu Polski z miejscowym Zawiszą. Goście, choć zagrali lepiej, niż rok temu z tym samym rywalem w tej samej fazie rozgrywek na tym samym boisku, to paradoksalnie osiągnęli gorszy rezultat. Druga z rzędu wysoka porażka z zespołem z klasy B (przed tygodniem 0:4 z Leokadiowem) jest poważną podstawą do niepokoju...
Oba zespoły przystąpiły do spotkania z nieszczególnie szerokimi kadrami. Gospodarze zaczęli nawet bez swojego nowego trenera Dariusza Gajdy (dotarł później), kontuzjowany opiekun gości nie mógł z kolei pomóc swoim podopiecznym na boisku. Z różnych powodów zabrakło w naszych szeregach Roberta Grzyba, Krzysztofa Śpiewaka, Karola Borowskiego i Amadeusza Żybury, mecz z ławki oglądali Mateusz Karaś i Dominik Pogoda (również doznali urazów), nie ma już natomiast co wspominać w tym miejscu o kilku zawodnikach którzy w ostatnich dniach odeszli z naszego klubu. Szkoleniowiec Orłów postawił na ustawienie z Adrianem Mrozem, Tomaszem Zawiślakiem i Pawłem Bulzackim w środku pola oraz Michałem Berlińskim w ataku. Czy pomysł zdał egzamin? W pierwszych 25 minutach prezentowaliśmy się nieco korzystniej od gospodarzy, a nasza gra sprawiała wrażenie trochę dojrzalszej i bardziej przemyślanej. Żal, że w tym fragmencie udało się zdobyć tylko jedną bramkę, a uczynił to Jakub Nachowicz po trzyosobowym natarciu jego, Berlińskiego i Bulzackiego oraz podaniu tego ostatniego. Wcześniej piękny strzał z dystansu oddał Mróz (niestety, efektownie obroniony) oraz występujący po raz pierwszy od początku meczu w naszym klubie Piotr Krzyżanowski (tu też czujnie zachował się bramkarz). Strzelony gol źle podziałał na nasz zespół, gdyż w kolejnych minutach oddał on inicjatywę Zawiszy. Gospodarze podobnie jak rok temu mieli duże problemy z identyfikacją linii spalonego, do tego nie opuszczał ich pech (kilka świetnych sytuacji, których efektem było tylko obicie słupka oraz pewne interwencje uwijającego się w szesnastce Lisa). Dopiero w samej końcówce z prostych strat gości urodziły się bramki dla miejscowych. Drogę do siatki znaleźli wówczas Patryk Celing i Patryk Madejski (jedno z tych trafień miało miejsce po ładnym, precyzyjnym zmieszczeniu piłki przy dalszym słupku).
Orły nie zlekceważyły ani rangi spotkania, ani przeciwnika, wzajemnie zagrzewały się do walki o odrabianie strat, ale efekt był odwrotny od zamierzonego. Zbyt wiele metrów dzieliło osamotnionego w przodzie, przewracanego przez obrońców Berlińskiego od formacji pomocy, przyzwyczajonej chyba do obecności w ataku kogoś dynamicznego, wyrywającego się defensorom (Miroński, ewentualnie Borowski). Nic nie dawały liczne rajdy prawą stroną aktywnego przez całe spotkanie Jakuba Boneckiego i jego dośrodkowania w pole karne – piłka albo przelatywała ponad wszystkimi, albo przejmowali ją rywale, albo zawodnicy z Kazimierza nie potrafili zrobić z niej użytku. Liczne i proste straty piłki były wodą na młyn dla zawiszaków, którzy w ten sposób efektownie podbijali wynik: z gola na 3:1 cieszył się Arkadiusz Kamiński, na 4:1 wspaniałą bombę w same "widły" posłał Celing, a strzelanie na kilka minut przed końcem zakończył Madejski. Orły ambitnie i nieustępliwie walczyły do końca o drugiego gola, do tego stopnia zawzięcie, że debiutujący w oficjalnym meczu w naszej ekipie Piotr Walaszczyk znokautował w polu karnym Nachowicza. Jeszcze tylko poprzeczka po solowym rajdzie i uderzeniu Zawiślaka i tak zakończyliśmy króciutką pucharową przygodę, już po raz trzeci z rzędu wywracając się na pierwszej przeszkodzie. To wyrównanie naszej najwyższej porażki w PP z 2009, gdy na swoim boisku ulegliśmy MKS Ryki 3:7. Ktoś zgoni wynik na absencje w składzie, ale w przecież w lidze te nieobecności też będą się niejednokrotnie zdarzać.
Za tydzień w 1/32 finału o możliwość gry z IV-ligowcem Zawisza zagra z Michowem (wygrał 6:3 z Sernikami). My w tym czasie podejmiemy na swoim boisku w kolejnym sparingu Stację Nałęczów. To też team z B-klasy, więc... pora się bać!
Na koniec malutka statystyczna ciekawostka: Leszek Lis wyrównał klubowy bramkarski rekord w liczbie spotkań rozegranych w Pucharze Polski. To był jego trzeci taki występ, a tyle samo na koncie miał Marcin Przychodzeń w edycji 2004–05, a więc kiedy grając na luzie i rezerwowym składem odprawiliśmy z kwitkiem nie tylko rywala grającego szczebel niżej, ale i występującego na tym samym poziomie, by wreszcie postraszyć silnego IV-ligowca... Liczba nie imponuje, ale to efekt trzech czynników: dawania w Pucharze szansy zmiennikom, szybkiego odpadania z rozgrywek i ogólnie dużej wymienności golkiperów (również tych "pierwszych") w kadrze naszej drużyny przed 2010. Równie dobrze wynik Przychodzenia mógł dziś zresztą osiągnąć przewidziany pierwotnie w wyjściowym składzie Karaś (przed tym meczem miał tyle samo gier, co Lis), ale zmogła go kontuzja kolana, przez co musiał zostać zastąpiony przez tylko trochę mniej kontuzjowanego młodszego kolegę... Nie ucieszy się on, że od dziś wśród orlich bramkarzy jest najczęściej wyjmującym piłkę z sieci w pucharowych grach (13), ale kibiców nie trzeba przekonywać, że bez Leszka byłoby jeszcze gorzej...
Zawisza Garbów – Orły Kazimierz 5:1 (2:1)
Celing 39, 68, Madejski 45, 86, Kamiński 59 – Nachowicz 25
Orły: Lis (70 Juszczuk) – Bonecki, Miturski (70 Walaszczyk), Maciejczyk, Lasota – Krzyżanowski, Mróz, Zawiślak, Bulzacki, Nachowicz – Berliński (k).
Żółte kartki: Łazeba – Mróz.
Sędziował: Ł. Drzewiecki oraz Sikora i Kołodziejczyk.
Widzów: ~80.
Komentarze