Niezabitowski odczynił klątwę Nachowicza, Żyrzyniak jak "Ezi"
Najwyższą w tym sezonie porażkę poniosły dziś kazimierskie Orły na boisku w Żyrzynie, ulegając gospodarzom aż 2:7. O ile nad samą sprawiedliwością rozstrzygnięcia – biorąc pod uwagę liczbę straconych goli – nie wypada dyskutować, o tyle jego rozmiary mają się nijak do boiskowych wydarzeń. Przyznać jednak trzeba, że goście są głównie sami sobie winni...
Orły na obiekt trzeciej drużyny w tabeli przywiozły niemal najsilniejszy możliwy do wystawienia skład. Nie było wprawdzie Dawida Guza, Pawła Bulzackiego i Artura Tusińskiego, ale spośród pierwszoplanowych w tym sezonie graczy zabrakło jedynie przeziębionego szkoleniowca zespołu Damiana Mirońskiego, który dręczony przez kaszel i silny katar wolał zostać w domu, przez co zastąpić go musiał duet Mateusz Hinz-Marcin Miturski. "Baniak" debiutował w tej roli, z kolei "Hinio" w minionych latach z różnych przyczyn czterokrotnie zastępował byłego już opiekuna Orłów Marcina Lewtaka i... zanotował komplet zwycięstw, co dawało podstawy, że przyniesie nam szczęście i tym razem.
Niestety, jego piłkarze weszli w mecz najgorzej jak tylko mogli. Już w 2. minucie po wykonywanym z odległości kilkudziesięciu metrów rzucie wolnym piłka na granicy pola bramkowego trafiła do całkowicie odpuszczonego przez kryjących Tomasza Kamoli, ten przyjął ją sobie piersią i uderzył pod poprzeczkę. Dwanaście minut później prawdziwy koszmar – zła, wydawało się, decyzja Mateusza Sułka o strzale z ok. 25 metrów, niezbyt zresztą silnym, Leszek Lis chciał chyba (?) odbić ją sobie od ziemi i złapać, ale zamiar ten mu zupełnie nie wyszedł: piłka przeleciała między jego palcami, odbiła się od jednego słupka i wylądowała miękko przy drugim... Dramat! Sama gra obu zespołów była w tej części meczu na zbliżonym poziomie, ale dopiero po upływie pół godziny przyjezdni zaczęli poważniej zagrażać bramce przeciwników. Aktywny z przodu był Konrad Łukowski, który parokrotnie wywalczył piłkę, potrafił się zastawić, dawał się sfaulować, ale nie miał wsparcia – brakowało mu Mirońskiego. Już w 30. minucie plac gry opuścił Amadeusz Żybura, u którego znów odezwało się kolano. Choć z tego powodu, siłą rzeczy, więcej stał niż biegał, to i tak wykonał kilka efektownych wślizgów, ubiegając rywali w newralgicznych momentach. W 34. minucie Łukowski został ostro potraktowany zaraz za linią pola karnego, żaden z naszych piłkarzy nie kwapił się jednak do wykonania "jedenastki", piłkę chwycił więc najmłodszy na murawie Jan Niezabitowski i stając oko w oko z około dwumetrowym Bartłomiejem Peciem, przechytrzył go i wybrał inną niż on stronę. 671 minut – tyle trwała seria Żyrzyniaka bez straconego gola (siedem kolejnych meczów z czystym kontem); 458 minut – to z kolei post Orłów bez gola na wyjeździe, z którego poprzednio cieszyły się... 1 sierpnia w Garbowie po trafieniu Jakuba Nachowicza. Wydawało się, że teraz złapiemy wiatr w żagle, ale oto już po dwóch minutach znów bardzo łatwa strata, tym razem po ładnej akcji żyrzynian, dalekim dośrodkowaniu spod autu w pole karne, gdzie Sułek uderzył głową na 3:1.
Po wymianie połów Orły na dłuższy czas osiągnęły nadspodziewanie wyraźną przewagę, przeprowadzały wiele natarć i zepchnęły do obrony zaskoczonych i, jak się wtedy wydawało, zmęczonych już fizycznie gospodarzy. Po jednym z nich w pole karne wpadł Jakub Bonecki, mógł uderzyć, ale zagrał do mającego przed sobą prawie pustą bramkę Karola Borowskiego, który... nie ucieszył kolegów. Kolejna sytuacja, piłka po petardzie Łukowskiego wyłamała ręce Pecia i zmierzała do sieci, wybić chciał ją obrońca, ale szybszy był Niezabitowski i główką z metra dał Orłom ponowny kontakt. Po godzinie gry piłkarze trenera Mariusza Abramczyka otrząsnęli się i mecz znów był wyrównany. Marzyliśmy o kolejnym golu, a zamiast tego popełniliśmy kolejne błędy. W 67. minucie piłka rzucona na sam środek naszej połowy, żaden z graczy Orłów nie zdecydował się jej przejąć czy wybić (choć kilku się do tego czaiło), dopadł do niej zawodnik gospodarzy, dziubnął do wychodzącego na czystą pozycję starszego z Kamolów, który posłał ją miękko ponad bramkarzem. Minęło pięć minut, znajdujący się niedaleko linii bocznej, poza obrębem szesnastki Sułek wobec braku alternatywy decyduje się na bezsensowny (jak się zdawało!) lob, po którym piłka zmierzała za bramkę... ale ku zaskoczeniu wszystkich wylądowała jednak w niej! Jak to zrobił, pozostanie jego tajemnicą. Po kolejnych pięciu minutach akcja trochę podobna do tej przeprowadzonej przy trafieniu na 3:1, choć może mniej efektowna – tym razem naszych defensorów zupełnie zaskoczył główkujący Karol Mikos. Wreszcie 83. minuta, błąd sędziego który dał dowód swojego nienadążania za współczesnymi interpretacjami dotknięcia piłki ręką (kto wie, może zamiast studiowaniem przepisów gry zajęty był strajkowaniem i domaganiem się wyższych wypłat dla arbitrów?) i podarował gospodarzom niesłusznego karnego, którego na siódmego gola zamienił Cezary Wiejak. Rozjemca parokrotnie mylił się również wcześniej, ale sprawiedliwie, bo w obie strony. Z obrażaniem zawodników to już jednak trochę przesadził...
Niewiele wniosły zmiany przeprowadzone przez nasz duet trenerów – co mieliśmy najlepszego, rzuciliśmy na boisko od pierwszej minuty. Co do naszej skuteczności to jeszcze pół biedy, w końcu strzeliliśmy dziś więcej goli, niż we wszystkich dotychczasowych pięciu meczach wyjazdowych razem wziętych. Znacznie bardziej bolą proste błędy, po których zatrważająco łatwo traciliśmy kolejne punkty. Żyrzyniak takich gaf na tyłach nie popełniał, a z przodu... Doskonale pasuje tu cytat z Fritza Waltera, kapitana reprezentacji Niemiec Zachodnich, mistrzów świata z 1954, komentującego styl gry Ernesta Wilimowskiego: ten facet strzelił więcej goli, niż miał szans! Dokładnie jak dzisiaj Żyrzyniak.
Żyrzyniak Żyrzyn – Orły Kazimierz 7:2 (3:1)
T. Kamola 2, 67, Sułek 14, 36 g, 72, Mikos 77 g, Wiejak 83 k – Niezabitowski 34 k, 54 g
Orły: Lis – Błaszczak (75 Lasota), A. Mróz, Maciejczyk, Żybura (30 Borowski) – Bonecki (60 Frąg), Berliński (k), Grzyb (69 Pogoda), Nachowicz (81 Błaziak) – Niezabitowski, Łukowski (81 Nastaj).
Żółte kartki: Mikos, Kapusta, Jastrzębski – A. Mróz, Berliński.
Sędziował: Kędzierski oraz Szczęsna i Komorek.
Widzów: ~100.
Komentarze