Przyjechać, wygrać, zapomnieć...

Przyjechać, wygrać, zapomnieć...

Dawid Paczka (w zielonym stroju), czyli dzisiejszy "Man of the match" (fot.: pulawy24.pl)

Świadkami niecodziennego "widowiska" byliśmy w niedzielne południe na - bardzo dobrze przygotowanym - boisku w Kierzu. "Widowisko" niosące ze sobą mało sportowych emocji, w zamian oferując nerwy, chamstwo i niekompetencję "dyrygenta" (słowo "reżyser" źle się chyba kojarzy...). Pierwsze trzy mecze naszej drużyny dalekie były od ujawnienia się ciemnych cech B-klasy, ale te musiały kiedyś odkryć twarz...

Pierwsze 20 minut to w sumie najlepszy fragment meczu w wykonaniu Orłów. Wiele akcji, mniej dokładności i szczęścia, ale w końcu po rzucie wolnym Dawid Paczka znalazł piłce drogę do siatki. Odtąd miało być łatwiej, ale bardzo szybko ponownie był remis. Osobnik z gwizdkiem uznał bowiem bramkę dla gospodarzy, która strzelona została przy podwójnym, wyraźnym, spalonym. Osobnik ten (chyba dobre słowo to "manekin") przez prawie sto minut wykazywał się ponadprzeciętnymi problemami w kontakcie z rzeczywistością. Zdarzało się, że podejmował decyzje po myśli miejscowych "sympatyków piłki", ale niejednokrotnie zachowywał się w sposób nieprzewidywalny również dla nich i nie korzystał z "podszeptów" życzliwych. Tak jak w 25. minucie, kiedy pokazał (gwizdka chyba nie używał...?) ofsajd Błękitnych, którego nie było, bo być nie mogło... Życzliwi nie dawali za wygraną i "pomagali" dalej, "sugerując" brutalny faul nawet przy zderzeniu się dwóch własnych zawodników. Piłkarze z Kierza braki piłkarskie nadrabiali natarczywym kłapaniem dziobem, a dławiący się własną śliną "kibice" lżeniem wszystkiego co porusza się po boisku, w tym również "swoich". Orły nie utrzymywały nerwów na wodzy i dały się prowokować prostactwu rywali. W ferworze walki, wbrew prawodawczym opiniom gadających głów,naprawdę bardzo trudno wytrzymać w takich sytuacjach.

Po zmianie stron schemat zabawy został zachowany. Kazimierzanie stworzyli w swych szeregach lukę między pomocą a atakiem, która nie pomagała w przechyleniu szali zwycięstwa na swą korzyść. Wkrótce po wejściu na boisko w polu karnym skoszony został Damian Miroński. Gwizdek "sprawiedliwego" milczał, jeśli nie z powodu kolejnego braku zrozumienia co się dzieje wokół, to ze... strachu. Co też kierowało nim przy pokazaniu spalonego po zagraniu obrońcy Błękitnych do Michała Berlińskiego...? Swoją cegiełkę do naszych zszarganych nerwów dokładali kazimierscy obrońcy, lecz Mateusz Karaś bezbłędnie ratował sytuację. Napastnicy nie potrafili się odnaleźć, wiele zagrań było niedokładnych, brakowało spokoju i pomysłu. W końcu, w 79. minucie, piłkę przyjął sobie Paczka i huknął na 2:1. Ordynarność tubylców sięgała zenitu. Czasami zdawało nam się, że jesteśmy na psychodelicznej, patologicznej prowincji znanej z filmów Aleksieja Bałabanowa czy Siergieja Łoźnicy. Piłkarze Błękitnych, kiedy tylko sędzia odwracał wzrok, padali na murawę, wijąc się malowniczo. Nie dało się tak, to może inaczej - przy kontrze gości skrzydłowy gospodarzy próbował chyba urwać głowę Mirońskiemu... Doskonałą szansę na dobicie przeciwnika zmarnował Damian Wiśniosz. Jakości w przodzie nie poprawił też Rafał Antoniak. Kierzanie do końca walczyli o drugą bramkę, ale na nasze szczęście pan w żółtym po bodaj stu minutach przerwał to żenujące przedstawienie. Wygraliśmy i obyśmy nigdy nie musieli tam wracać...

Błękitni Kierz - Orły Kazimierz 1:2 (1:1)

Gole: Błękitni 22' - Paczka 16', 79'

Orły: Karaś - Dusiński, Starczynowski, Strojek, Mączka - Paczka, Rutkowski (73' Nastaj) - Lipnicki (46' Antoniak), Berliński - Wiśniosz (90+7' Błaziak), Dryk (60' Miroński)

Żółte kartki: Cegiełko, Trojanowski, Janczura, Bartuzi - Lipnicki, Mączka, Starczynowski, Paczka, Miroński

Sędziował: Arciszewski

Widzów: ~130

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości