Zaczęli jak Polska z Czechami, skończyli jak Polska z Hiszpanią

Zaczęli jak Polska z Czechami, skończyli jak Polska z Hiszpanią

Piłkarze Orłów Kazimierz rozpoczęli dziś oficjalne zmagania w nowym sezonie 2023–24. Tradycyjnie inauguracja odbyła się w ramach rozgrywek okręgowego Pucharu Polski, tradycyjnie zakończyła się porażką naszego zespołu, ale doszło też do co najmniej jednego zdarzenia, które dotąd nigdy nie miało miejsca...

 Kazimierzanie musieli wyjątkowo radzić sobie bez swojego trenera Piotra Dobosza, którego zastąpił Damian Migroński. Przed pierwszym gwizdkiem zwracał on swym podopiecznym uwagę na to, by nie przespali początku i nie stracili szybko głupiej bramki. Piłkarze nie wzięli sobie chyba jednak tego do serca, skoro już po trzech minutach gry było 0:2! Wiślacy oba te gole zdobyli po serii zaskakujących, wręcz dziecinnych błędów odrętwiałych zawodników Orłów, którym piłka w niekontrolowany sposób odbijała się od nóg, co skrzętnie wykorzystali rywale. Niewesołe miny mieli nasi kibice, którzy chyba przypomnieli sobie zeszłoroczne wyniki puławskich rezerw w pucharowej rywalizacji (11:1, 19:0), ale okazało się, że na kolejne gole musieli długo czekać. Goście, którym wynik dawał prawo do pewnego komfortu nie forsowali tempa, a miejscowi powoli zaczynali otrzepywać się z szoku. Piłkarze Wisły prezentowali wysoką jakość gry, ale Orły – w miarę swoich umiejętności i ambicji – starały się stawić im czoła. Pierwszą połowę kończyliśmy z dużym niedosytem, bowiem wynik nie oddawał przebiegu boiskowych wydarzeń. Niebiesko-żółtym parokrotnie udało się przedrzeć w pole karne przeciwników i być o włos od kontaktowego gola. Najwięcej problemów sprawiał wiślakom trudny do upilnowania Michał Pawłowski wspierany przez Michała Maciąga czy Karola Borowskiego. W kilku dogodnych sytuacjach nasi gracze podjęli niestety złe decyzje, co skutkowało brakiem zdobyczy bramkowej (jak choćby wtedy, gdy Jan Niezabitowski czekał przy dalszym słupku na podanie wzdłuż bramki, ale się nie doczekał). Niedługo przed przerwą Jakub Nachowicz mierząc z około dwudziestu metrów trafił w dalszy słupek; jego koledzy też parokrotnie powinni zdecydować się na takie próby, choć trzeba przyznać, że puławianie nie zostawiali im ani dużo miejsca, ani czasu...

 W pierwszych minutach po zmianie stron wychowankowie trenerów Jacka Magnuszewskiego i Kamila Jezierskiego ruszyli nieco odważniej do przodu, ale wynik nie ulegał zmianie. Goście operowali piłką szybko i precyzyjnie, za pomocą wymiany dwóch-trzech podań potrafili przemieścić się ze swojej połowy pod naszą szesnastkę, ale orli obrońcy na czele z niezniszczalnym 45-letnim Marcinem Miturskim, podpierając się – przyznajmy – niemałą dozą szczęścia oraz szybkim i zwinnym Kacprem Frągiem między słupkami bardzo długo radzili sobie z atakami zespołu z czołówki szóstej ligi. Orły nadal też usiłowały złapać kontakt bramkowy z przeciwnikiem, ale mimo że po ponad godzinie gry miały na koncie więcej od Wisły oddanych strzałów na bramkę, a i samych akcji ofensywnych porównywalną liczbę, to niesprawiedliwy wynik wciąż brzmiał: 0:2. Kapitan i stoper, jedyny niemający w protokole meczowym po stronie gości statusu młodzieżowca, 33-letni Rafał Banaszek nie chciał dać się przechytrzyć grającemu w napadzie, a młodszemu ledwie o dwa dni trenerowi miejscowych, zresztą dawnemu koledze z kazimierskiej jedenastki... Niewykorzystane sytuacje zemściły się po zejściu z murawy "Baniaka" (jak często to bywało w niedalekiej przeszłości). Cztery ostatnie gole dla przyjezdnych padły może już nie po tak rażących błędach jak dwa pierwsze, lecz pozwalanie na to, aby stojący tyłem do bramki zawodnik obracał się z piłką i trafiał do siatki również nie jest powodem do dumy... Orły do końca starały się o punkt honorowy, ale pomimo ambitnych starań nie udało się go osiągnąć (w końcówce szansę miał Bartosz Nogas). Niezaprzeczalnie zostawiły dziś na boisku dużo zdrowia, co dla Dominika Mirońskiego skończyło się niestety kontuzją biodra. Porażka w tym meczu była wprawdzie poniekąd spodziewana, ale po jego obejrzeniu stwierdzić trzeba, że winno to być raczej 2:4, aniżeli 0:6...

 Był to dziewiętnasty w historii mecz Orłów w Pucharze Polski i pierwszy, w którym nie zdobyły żadnej bramki. Na liczniku wciąż mamy tylko jedno spotkanie, w którym zachowaliśmy czyste konto. Sześć straconych bramek w jednym meczu to nie rekord, ale porażka różnicą sześciu trafień już tak – dotąd najwyżej (trzykrotnie) przegrywaliśmy czterema golami.

 Jacek Magnuszewski po raz pierwszy od rozstania z Orłami na początku 2009 "zagrał" jako trener przeciwko nim. Przedtem, w sezonie 2003–04 ograł je dwukrotnie w roli szkoleniowca pierwszego zespołu Wisły (2:0 i 5:0 w klasie okręgowej). Poprawia się z meczu na mecz...

Wczoraj, podczas wieczornego bankietu zorganizowanego na naszym stadionie z okazji 25-lecia istnienia Kazimierskiego Klubu Sportowego prezes KS Wisła Puławy Piotr Owczarzak wręczył swojemu kazimierskiemu odpowiednikowi Marcinowi Miturskiemu ten pamiątkowy upominek. Przyznać trzeba, że to miły gest.

  

Orły Kazimierz – Wisła II Puławy 0:6 (0:2)

Łuczuk 2, Wlaźlik 3, 67, 77, 80, Pionka 90

Orły: Frąg – Błaszczak, Miturski (59 Dominik Miroński, 75 Dzikowski), Nachowicz (k), Łucjanek – Nogas, Pawłowski – Borowski, M. Maciąg, Niezabitowski – Damian Miroński.

Wisła II: Rutz (70 Murat) – Banaszek (k), Abramczyk (65 Kosowski) – Łuczuk, Knap (46 Cholewa), Brykowski (65 Lalak), Corbo (46 Grzechnik) – Szczepański, Plewka (55 Ciszewski), Pionka – Wlaźlik.

Sędziował: Karol Szczołko oraz Stępniak i Banaszek.

Widzów: ~70.

  

 Skrót spotkania, w tym wszystkie bramki można obejrzeć na udostępnionym niżej nagraniu Stanisława Kowalskiego.

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości