Orły umoczyły. Na szczęście tylko stroje

Orły umoczyły. Na szczęście tylko stroje

fot. Kamil Nastaj

W niecodziennych warunkach przyszło dziś walczyć o punkty zawodnikom Orłów i Żyrzyniaka. Deszcz, który zaczął padać pół godziny przed meczem, był tylko zapowiedzią późniejszych, jeszcze ciekawszych wypadków...

 Gospodarze pokazali się dziś ze znacznie lepszej strony, niż miało to miejsce w ostatnim ich spotkaniu z Cisami. Większe zaangażowanie, zacięcie w grze i pragnienie przyciśnięcia przeciwnika przyniosło skutek w 25. minucie, kiedy po podaniu Damiana Mirońskiego piłkę do siatki z bliskiej odległości skierował Kamil Kusyk. Żyrzyniacy wyrównali już po czterech minutach: rzut wolny z pod linii bocznej boiska i po przerzuceniu piłki nad kotłującą się w polu karnym masą zawodniczą, stojący przy dalszym słupku Maciej Czarnecki skutecznie zamknął całą operację, kasując przy okazji (oczywiście niezamierzenie) kolanem Mateusza Karasia. Nasz kapitan, choć przytomny i mogący stanąć na nogi, miał problem z karkiem oraz kręgosłupem i zmuszony był niestety udać się do szpitala... Zmieniający go między słupkami Karol Szymczyk (debiut przed własną publicznością) spisywał się jednak dziś bardzo pewnie i ustrzegł się zauważalnych błędów.

 Ponownie na prowadzenie, jeszcze przed przerwą, wyprowadził Orły Krzysztof Lipnicki. Jego centrostrzał zaskoczył zupełnie Mateusza Krawczaka (było nie było, bronił w seniorskiej "makroregionalnej"), a piłka odbijając się od dalszego słupka i samego golkipera wpadła do bramki.

 Wrócić trzeba do pogodowych perturbacji: już w 22. minucie mecz został przerwany na pięć minut z powodu ataku dużego gradu, a zawodnicy, sędziowie i kibice chowali się gdzie tylko się dało. Padający mocno od dłuższego czasu deszcz, robiąc sobie niewielkie przerwy "na złapanie oddechu" ciął coraz mocniej, przez co rozpoczęcie drugiej połowy opóźniło się o kolejne piętnaście minut. Wydawało się, że druga część meczu w ogóle nie dojdzie do skutku, ale kiedy nagle na niebie zakręcono kurek i wyszło piękne słońce (!) postanowiono spróbować. Widowisko miało już jednak od tej pory o wiele mniej wspólnego z piłką nożną; w zalanej znacznej części boiska nie dawało się biegać, a co dopiero kopać piłki. Efektownym piruetom, przymusowym kąpielom i niespodziankom, które robiła graczom piłka, nie było końca. A przecież można było spróbować atakować pasem murawy od strony trybun, gdzie futbolówka nawet się toczyła...

 W takich warunkach zwyczajna gra była niemożliwa, toteż trudno było wymagać od obu stron czegoś więcej od samych prób skonstruowania akcji i uderzeń z daleka (tego akurat, nie wiedzieć czemu, mało kto próbował). Goście do wyrównania doprowadzili pięć minut po przerwie, a celnie głową uderzał tym razem Kamil Wiak. Jedni i drudzy chcieli powalczyć o pełną pulę, ale sama natura była przeciwko nim...

Orły Kazimierz – Żyrzyniak Żyrzyn 2:2 (2:1)

Kusyk 25, Lipnicki 44 – Czarnecki 29, Wiak 51 g

Orły: Karaś (k, 33 Szymczyk) - Lipnicki, Miturski, Kowalik, Żybura - Błaziak (90 Starczynowski), Bociański, Matyjaszek (k), Kusyk - Berliński (84 Zawiślak) - Miroński

Żółta kartka: Bociański

Sędziował: Polaczek oraz Ziółkowski i E. Kamiński

Widzów: –90

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości